Szpilki na boisku

Relacje, historie, komentarze ze świata polskiej piłki nożnej opowiedziane z perspektywy nietypowego widza, czyli kobiety…

Kwiecień 16, 2017

Piłkarz młodzieżowiec w Lotto Ekstraklasie

Młody piłkarz w Lotto Ekstraklasie

Perełki Kolejorza

Dawid Kownacki

Dawid Kownacki pomimo młodego wieku, już teraz może pochwalić się sporym dorobkiem piłkarskim. Dwudziestoletni chłopak nie od dziś uważany jest za wielki talent. Szturmem wdarł się do Ekstraklasy. W 2014 roku zdobył swojego pierwszego gola w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tym samym znalazł się w wyjątkowym gronie piłkarzy, którzy strzelili bramkę przed ukończeniem siedemnastego roku życia. Dodatkowo znalazł się na liście największych talentów z rocznika 1997, która została przygotowana  przez angielski „The Guardian”. Środowisko piłkarskie zaczęło dostrzegać młodego piłkarza. Efektem tego było powołanie do reprezentacji Polski od samego Adama Nawałki. Jednak jak to w życiu bywa, nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Przeszkodą w rozwoju Kownackiego stały się częste kontuzje oraz „zachłyśnięcie się” karierą… Młodego piłkarza z dołka próbowali wyciągać nie tylko Maciej Skorża, ale również Jan Urban. Niestety bez większego sukcesu. Dopiero przyjście na Bułgarską nowego szkoleniowca, Nenada Bjelicy wlało w chłopaka świeżą krew. „Kownaś” odżył i stał się napastnikiem z prawdziwego zdarzenia. Statystyki mówią same za siebie. W XXI wieku w ekstraklasie nie było bardziej skutecznego nastolatka. Obdarzony zaufaniem trenera młody zawodnik stał się wiodącą postacią w drużynie Kolejorza. Z tego względu piłkarz Lecha nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony zagranicznych klubów. Stałe miejsce w podstawowej jedenastce Kolejorza, prawie pewnie powołanie na zbliżające się EURO U-21. Te przesłanki tylko zwiastują spory sukces w przyszłości tego nie tylko młodego, ale bardzo utalentowanego chłopaka.

Dawid Kownacki - ofensywny piłkarz Kolejorza

fot. Adam Ciereszko

Tomasz Kędziora

Tomasz Kędziora to jeden z bardziej utalentowanych piłkarzy Lotto Ekstraklasy. Miłość do piłki zaszczepił w nim ojciec, który sam był napastnikiem, jak i obrońcą. Dlaczego Tomek również poszedł w kierunku formacji defensywnej? Jak przyznaje sam zawodnik w wywiadzie z Sebastianem Staszewskim dla portalu www.sport.pl , tata zawsze powtarzał mu, że najbardziej odpowiedzialni piłkarze grają z tyłu. Jak powiedział tata, to syn tak zrobił. „Kendi” już od kilku sezonów pozostaje postacią, która jest fundamentem poznańskiej defensywy. Młody obrońca odgrywa dużą rolę nie tylko na boiskach ligowych ale również w reprezentacji. W kadrze do lat 21. został wyróżniony i „nagrodzony” opaską kapitana. Jednak nie tylko Marcin Dorna docenił tego utalentowanego piłkarza. Również Adam Nawałka powołał młodego zawodnika na zgrupowanie seniorskiej drużyny narodowej. Powołanie od polskiego selekcjonera było konsekwencją zdobycie przez Tomka mistrzostwa Polski, razem z Lechem Poznań. Pochodzący z Sulechowa skromny chłopak,, który słucha w aucie polskiego rapu. Szalenie ambitny, dążący do wyznaczonego celu. Jego niezwykłe umiejętności, jak na młodego chłopaka przystało, bo gdyby nie patrząc „Kendi” ma dopiero 23 lata, oraz ciągła praca nad sobą mogą już niedługo zaowocować nie tylko kolejnym powołaniem do kadry Adama Nawałki, ale ofertą z zagranicznego klubu. Jednak sam piłkarz przyznaje, że najpierw chce przede wszystkim powalczyć z Kolejorzem o mistrzostwo i Puchar Polski oraz zagrać na mistrzostwach Europy do lat 21. A później? „Budujący jest przykład Karola Linettego. Odszedł z Ekstraklasy do Serie A i gra tam regularnie. Chciałbym iść tą samą drogą. A może po prostu zostanę w Lechu? Nigdy nie mówię nigdy.” – przyznaje sam Tomek Kędziora.

Tomasz Kędziora - defensywny piłkarz Kolejorza

fot. Adam Ciereszko

Jan Bednarek

Jan Bednarek to nie tylko utalentowany piłkarz ale również kibic z krwi i kości. Wychowanek Sokoła Kleczew, który w wieku siedemnastu lat zadebiutował w pierwszym zespole Lecha Poznań. Niestety jego umiejętności nie zostały od razu docenione. Na kolejny występ w niebiesko-białych barwach czekać musiał ponad rok. Dodatkowo mecze w ostatnich sezonach zaczynał zazwyczaj na ławce rezerwowych. Brak minut na ligowych boiskach poskutkowały w sezonie 2015/2016 wypożyczeniem do Górnika Łęczna. Młody obrońca nabrał w klubie z Łęcznej cennego doświadczenia. Widząc postęp tego defensywnego piłkarza trenerzy Kolejorza zaczęli stawiać na niego w wyjściowej jedenastce. Teraz nikt nie wyobraża sobie meczu bez Bednarka w składzie.Oprócz regularnej gry w Lotto Ekstraklasie, utalentowany piłkarz dostaje regularne powołania do reprezentacji do lat 21.Warto powiedzieć, iż Lech Poznań nie jest tylko przystankiem w karierze poznańskiego obrońcy. Jan Bednarek Dumę Wielkopolski ma również głęboko w sercu. O jego przywiązaniu do klubu najlepiej świadczy fakt, że podczas pobytu w Górniku Łęczna, zdecydował się wspierać Kolejorza podczas finału Pucharu Polski, z trybun Stadionu Narodowego. Dodatkowo, jak przyznaje sam zawodnik w wywiadzie dla portalu www.kkslech.com – „Znam wszystkie kibicowskie przyśpiewki Lecha Poznań. Najbardziej lubię „Każdy z nas to wie”. Zawsze jak ją słyszę przechodzą mnie ciarki.” Piłkarz pochodzący z Kleczewa to zawodnik ambitny. Swoje umiejętności szlifuje nie tylko na boisko ale również poza nim. „Bedi” stara się śledzić zagraniczne ligi aby móc podpatrywać umiejętności innych zawodników. Na koszulce nosi były numer Marcina Kamińskiego. Czy to przypadek? Niekoniecznie, Bednarek nie ukrywa, że chciałby przejść w Lechu taką samą drogę jak „Kamyk”.  Na razie mało słyszy się o zagranicznych ofertach za poznańskiego defensora. Jednak jego samozaparcie oraz spore umiejętności powodują, że przejście na kolejny szczebel kariery to jedynie kwestia czasu…

Jan Bednarek - defensywny piłkarz Kolejorza

fot. Adam Ciereszko

Następcy gotowi do gry

Dawid Kownacki, Tomasz Kędziora oraz Jan Bednarek, każdy z nich to aktualnie podstawowy piłkarz Lecha Poznań. Zarówno trener Nenad Bjelica, jak i kibice poznańskiej drużyny nie wyobrażają sobie składu bez tych wartościowych piłkarzy. Nie można jednak zapominać, że w szerokiej kadrze Kolejorza na swoją szansę czekają jeszcze inni zawodnicy. Miejsce Kownasia już niedługo zająć może utalentowany Paweł Tomczyk. Wychowanek Akademii Lecha Poznań, strzela bramkę za bramką, grając na co dzień w drużynie poznańskich rezerw. Bednarek i Kędziora również nie muszą się martwić. Pustkę po ich odejściu, załatać może Tymoteusz Puchacz czy Marcin Wasielewski. „Wasyl” zaliczył już oficjalny debiut w Lotto Ekstraklasie, Tymek natomiast jeszcze czeka na taki moment. Wniosek jest jednak prosty. Zarząd klubu, jak i trener poznaniaków może mieć spokojną głowę jeśli chodzi o przyszłość swojego zespołu w kontekście letnich transferów.

 

Kwiecień 16, 2017

Niełatwa rola trenera w Lotto Ekstraklasie

Niełatwa rola trenera w polskiej Lotto Ekstraklasie

Krótka piłka, czyli zwolnienie trenera Słoników

Czesław Michniewicz to postać dobrze znana w realiach polskiej piłki. 47-letni szkoleniowiec prowadził w swojej karierze już takie kluby jak: Lech Poznań, Zagłębie Lubin, Jagiellonia Białystok czy chociażby Pogoń Szczecin. W czerwcu 2016 roku objął stanowisko trenera w klubie z Niecieczy. Bruk-Bet Termalika była dziewiątym klubem występującym w ekstraklasie, nad którym pieczę sprawował doświadczony Michniewicz. Pobyt w zespole „Słoników” dowiódł jednak, że spore doświadczenie w pracy szkoleniowca to nie wszystko. Pomimo, że drużyna z Niecieczy ocierała się o podium podczas rundy jesiennej i utrzymywała stabilne miejsce w górnej części tabeli, decyzja władz zeszłorocznego beniaminka zapadła. Czesław Michniewicz został zwolniony. Powodów rezygnacji z usług trenera można doszukiwać się w ostatnich wynikach zespołu. Ekipa z Małopolski rundy wiosennej nie zaczęła obiecująco. „Słoniki” nie zdołały wygrać żadnego z ośmiu ligowych spotkań. Mecz z Wisłą Kraków przelał czarę goryczy powodując spadek Niecieczan do dolnej „ósemki” po raz pierwszy w sezonie. Summa summarum, zwolnienie Michniewicza wywołało poruszenie w środowisku piłkarskim. Na komentarz odnośnie decyzji szefostwa Termaliki pozwolił sobie Michał Probierz na oficjalnej stronie Jagiellonii Białystok – „Akurat z Cześkiem znamy się bardzo dobrze. Uważam, że jeżeli chodzi o warsztat, to jest to bardzo dobry trener. Ma po prostu pecha. Czasem jest tak w życiu, że dostaje się nożem nie z tej strony, z której się spodziewa. Trudno jest mi też oceniać Pana Węglewskiego. Jeżeli ktoś w czterech klubach odchodzi wraz z pierwszym trenerem, a w piątym zostaje, to jest to nie fair. Jeżeli Pan Węglewski idzie tą drogą, to życzę mu powodzenia.” Wspomniany wyżej Marcin Węglewski pełnił funkcję asystenta Czesława Michniewicza. Po zwolnieniu szkoleniowca pozostał on w klubie przejmując rolę pierwszego trenera. Węglewski poprowadził zespół Bruk-Betu w starciu z Jagiellonią oraz Wisłą Kraków. Spotkania te jednak nie przyniosły ani jednego punktu. Świeżo upieczony trener już niedługo będzie musiał oddać swoje miejsce nowemu szkoleniowcowi. Węglewski bowiem nie posiada licencji UEFA Pro, która wymagana jest do samodzielnego prowadzenia drużyn z Ekstraklasy. Kto na dłużej zajmie pozycję trenera Termaliki, spełni oczekiwania zarządu oraz za pomocą „magicznej różdżki” odmieni formację defensywną i ofensywną zespołu? Tego miejmy nadzieję, dowiemy się w ciągu kilku najbliższych tygodni…

Termalika, były zespół trenera Czesława Michniewicza

fot. Adam Ciereszko

 

Palący się grunt pod nogami

– „Z dniem 10 kwietnia 2017 roku Grzegorz Niciński przestał pełnić obowiązki pierwszego trenera Arki Gdynia. Dziękujemy za ogromny wkład pracy, sukcesy w postaci awansu do Ekstraklasy oraz finału Pucharu Polski i życzymy powodzenia w dalszej karierze trenerskiej” – taką informację podała oficjalna strona zespołu z Trójmiasta. Czy była to pochopna decyzja ze strony władz klubu? Wydawać by się mogło, że nie. W końcu w gdyńskim klubie nerwowo zrobiło się już po starciu z Górnikiem Łęczna, kiedy to Arkowcy przegrali na własnym boisku 2:4. Z trybun wydarzenia na boisku obserwował wyżej opisywany Czesław Michniewicz, który za pomocą Twittera pozwolił sobie na komentarz – Do wszystkich „gorących głów” w Gdyni. Problemem Arki nie jest trener Niciński…” Meczem na przełamanie miało być pucharowe spotkanie z Wigrami Suwałki. Jednak myśl o wygranej, prysła jak bańka mydlana. Podopieczni trenera Nicińskiego po raz kolejny skapitulowali 2:4. Atmosfera na linii trener-zarząd robiła się coraz bardziej napięta. Spotkanie 28. kolejki Lotto Ekstraklasy z Pogonią Szczecin miało zadecydować o przyszłości Grzegorza Nicińskiego w gdyńskim klubie. Arkowcy przegrali 1:5 co wiązało się z odejściem 43-letniego szkoleniowca. Z jednej strony powrót do Ekstraklasy oraz finał Pucharu Polski, z drugiej jednoznaczny bilans. Cztery mecze, zero punktów, piętnaście straconych bramek… Nikt jednak nie miał zamiaru dalej tego analizować. Nowego trenera już znamy. Został nim Leszek Ojrzyński, który jest byłym szkoleniowcem Korony Kielce oraz Podbeskidzia Bielsko-Biała. W poprzednim sezonie miał okazję prowadzić Górnik Zabrze, który niestety nie utrzymał się w Ekstraklasie. Czy to właśnie on pomoże Arce w przełamaniu i wygranej, na którą Żółto-Niebiescy czekają od lutego? O tym przekonamy się już w najbliższą niedzielę, kiedy Arka zmierzy się w derbowym spotkaniu z Lechią Gdańsk!

 

Szkoleniowcy z drugą szansą

Zarówno Czesław Michniewicz, jak i Grzegorz Niciński musieli pożegnać się z rolą trenera w swoich dotychczasowych klubach. Są jednak i tacy trenerzy, którzy otrzymali swoją drugą szansę. Są nimi między innymi szkoleniowiec Cracovii Jacek Zieliński oraz trener Pogoni Szczecin Kazimierz Moskal.

Czarne chmury nad Krakowem

Wiadomo, że pozycja Zielińskiego w Krakowie nie jest mocna. Pokonanie Śląska Wrocław przez Pasy w 28. kolejce Lotto Ekstraklasy było pierwszym zwycięstwem zespołu z Krakowa od 10 lutego. Mimo to zespół znajduje się tuż nad strefą spadkową, a o „górnej” ósemce nawet nie ma co myśleć. Prezes Cracovii, Janusz Filipiak nie ukrywa, że chciałby aby trener Zieliński został w klubie do końca kontraktu. Jednak pomimo zapewnień ze strony władz, tajemnicą nie jest, że trwają poszukiwania nowego szkoleniowca.

 

„Moskal do domu”

„Moskal do domu, my nie powiemy nikomu” tak skandowali kibice Portowców. Sytuacja ta zaistniała podczas półfinałowego spotkania z Lechem Poznań w Pucharze Polski, kiedy to drużyna ze Szczecina odpadła z rozgrywek. Aktualnie podopieczni Kazimierza Moskala zajmują 9. miejsce w tabeli i do będącego na 8. miejscu Zagłębia tracą dwa oczka. Jednak nie da się ukryć, że w klubie atmosfera robi się gorąca. Duma Pomorza w poprzednim sezonie była pretendentem do europejskich pucharów. Teraz? Granatowo-Bordowi nie są pewni utrzymania. Można pokusić się o stwierdzenie, że ekipa Portowców przegrała cały sezon. W sobotę zmierzą się oni z Ruchem Chorzów. Spotkanie to pokaże czy wygrana 5:1 z Arką Gdynia to przypadek czy może drużyna się odradza i istnieje szansa dla Kazimierza Moskala.

Pogoń Szczecin, drużyna trenera Kazimierza Moskala

fot. Adam Ciereszko

Kwiecień 16, 2017

Spotkanie Lecha Poznań z Legią Warszawa

Spotkanie Lecha Poznań z Legią Warszawa, czyli mecz na szczycie

Biletowy zawrót głowy

Spotkanie Lecha Poznań z Legią Warszawa nie od dziś wzbudza spore emocje, zarówno u piłkarzy, jak i kibiców obu drużyn. Idealną przesłanką potwierdzającą tę tezę była chociażby sprzedaż biletów na ten ligowy klasyk. Z dniem 20. marca ruszyła sprzedaż zamknięta, która umożliwiała zakup wejściówek posiadaczom karnetów. Wspomnieć należy, że każdy z nich nabyć mógł aż 9 biletów dla swoich najbliższych. W ten oto sposób, w ciągu trzech dni połowa INEA Stadionu została zapełniona. Po upływie tego czasu ruszyła część otwarta sprzedaży i każdy pozostały kibic poznańskiej drużyny mógł zakupić wejściówkę na to spotkanie. O ile zdążył – pozostała część biletów rozeszła się bowiem w trzy godziny! Oznaczało to tylko jedno… Na trybunach stadionu zasiądzie komplet publiczności.

Bilety na spotkanie Lecha z Legią wyprzedane

www.lechpoznan.pl

 

Wojna poznańsko-warszawska

Do niedzielnego szlagieru Lech Poznań podszedł z bilansem dwóch bezbramkowych remisów, w przeciągu ostatnich dwóch spotkań, goście z Warszawy mogli pochwalić się lepszą sytuacją, bowiem mieli na swoim koncie dwa zwycięstwa. Zarówno zespół gości, jak i gospodarzy przystąpił do niedzielnego starcia w najmocniejszym składzie. W podstawowej jedenastce lechitów brylował Dawid Kownacki, u gospodarzy główną rolę w zdobywaniu bramek pełnił Michał Kucharczyk. Równo o godzinie 18:00 do ligowego hitu przystąpiła poznańska drużyna dysponująca najlepszą defensywą w lidze oraz warszawski zespół z największą liczbą goli w sezonie. Jednak, o tym, która formacja okazała się lepiej przygotowana na to spotkanie, mieliśmy się dopiero przekonać.

Stadion Lech Poznań

fot. Adam Ciereszko

Niemożliwe jednak istnieje

Do ataku pierwsi ruszyli poznaniacy i to do nich należał początek spotkania. Groźnie zrobiło się tuż przed przerwą kiedy futbolówka uderzona głową przez Miroslava Radovicia zatrzymała się na poprzeczce! Pomimo nadziei obudzonych w sercach Wojskowych, obydwie drużyny schodziły do szatni z bezbramkowym remisem. Po przerwie spotkanie upływało pod znakiem wymiennych ataków obu drużyn. Aż do 82. minuty, kiedy to po centrze Jevticia z prawej strony boiska, szczupakiem piękną bramkę zdobył Tomasz Kędziora. Kibice na trybunach oszaleli z radości, zapowiadało się wielkie święto w Poznaniu. Jednak do końcowego gwizdka pozostało jeszcze osiem minut i gdy podopiecznym Nenada Bjelicy zdawało się, że trzy punkty zostaną w Poznaniu, stało się dla nich coś niemożliwego. Kolejorz tylko przez sześć minut zajmował miejsce wicelidera, bowiem w 88. minucie w polu karnym Lecha doszło do zamieszania, którego skutkiem była wyrównująca bramka zdobyta przez Dąbrowskiego. Tym razem cieszył się sektor fanów Mistrza Polski. Jednak tego co stało się w ostatniej minucie doliczonego czasu, nie spodziewał się chyba nikt. Gola na wagę zwycięstwa dla legionistów zdobył Kasper Hamalainen i po raz drugi w tym sezonie pogrążył swój były klub.

Radość piłkarzy Kolejorza

fot. Adam Ciereszko

Co dalej?

Zespół wojskowych się cieszy. Po niedzielnym klasyku zajmuje drugie miejsce w tabeli i do prowadzącej Jagiellonii traci tylko jeden punkt. Jednak co z Kolejorzem? Według wypowiedzi piłkarzy podanych przez oficjalną stronę Lecha, zawodnicy nie mają zamiaru się załamywać. Trener Nenad Bjelica również przyznaje, że to potknięcie to nie porażka, lecz lekcja dla całego zespołu. Do końca sezonu pozostało dziewięć ligowych spotkań. Czy drużyna Chorwata, który już stał się idolem przy Bułgarskiej będzie w stanie się podnieść i powalczyć o podwójną koronę? A może zapewnienia szkoleniowca i bojowa postawa lechitów to tylko zasłona dymna drużyny, która nie potrafiła wygrać trzech ostatnich spotkań ligowych? Miejmy nadzieję, że ten jeden mecz nie zdemotywuje lechitów. W końcu sezon się jeszcze nie skończył!

Smutek lechitów po meczu

fot. Adam Ciereszko